Rozdział 1


Tessiusz opierał się rękoma o stół z mapami, mimo wielkiego zdenerwowania starał się nie okazywać żadnych uczuć.
 - Po co siać panikę wśród swoich ludzi i tak są wystarczająco zaniepokojeni – pomyślał, cały czas przyglądając się mapie i analizując posiadane informacje.
 - Przynieść mi tu raporty z ostatnich pięciu dni. – rozkazał swojemu podoficerowi, spokojnym lecz stanowczym głosem.
 - Tak jest. – krzyknął w odpowiedzi i zaczął przeszukiwać regały w namiocie dowodzenia – oto raporty sir.
 - Czytać. – sapnął Tessiusz patrząc z miną bez wyrazu, w oczy Regisa, swojego zastępcy, z którym służył od ośmiu lat a znał się jeszcze ze szkoły rycerskiej niemal od dziecka.
 - Pięć dni temu straciliśmy kontakt z naszym zwiadowcą, mającym rozeznać się w południowym obszarze mokradeł, do dziesięciu kilometrów od granicy królestwa, sir. – powiedział szybko młody podoficer, niepewnie zerkając na dwóch wpatrzonych w siebie dowódców, po czym podniósł raporty i zaczął czytać – „18 Czerwca. Utrata kontaktu z zwiadowcą Heradinem, brak umówionych znaków świetlnych, korespondencji szyfrowanej wysyłanej gołębiem oraz kontaktu wzrokowego.”
 19 Czerwca. Ciągły brak jakiegokolwiek kontakt u z zwiadowcą Heradinem, czas który minął od planowanego spotkania, jeden dzień.”
 „20 Czerwca, świt. Wysłanie patrolu w sile trzech w celu ustalenia nieobecności zwiadowcy Heradina.”
 ”20 Czerwca, zmierzch. Odebrano wiadomość gołębiem od patrolu, o treści: Osiągnęliśmy cel, zgodnie z rozkazem rozpoczynamy poszukiwania, raport za dwa dni o świtaniu.”
 “21 Czerwca.  Zgodnie z rozkazami brak kontaktu z patrolem.”
 “22 Czerwca. Nie odzyskano kontaktu z patrolem w żaden z ustalonych sposobów, warunki ciężkie, całodniowa ulewa, podłoże rozmokłe.”
 “23 Czerwca. Nie odzyskano kontaktu z patrolem w żaden z ustalonych sposobów, warunki nadal ciężkie.”
 “24 Czerwca. Nie odzyskano…”
 - Dość – warknął Tessiusz – co o tym myślisz? Podoficer nie będąc pewnym do kogo zwraca się jego dowódca  odpowiedział szybko zdenerwowany.
 - Może jakowyś zwierz ich rozharatał, sir. – Tessiusz spuścił wzrok, Regis oczywiście zaraz to spostrzegł, potrafili porozumiewać się niemal bez słów.
 - Na wszystkich bogów – warknął zastępca dowódcy – Żołnierzu, na tych bagnach? Tu prawie nic nie ma, a co mogło rozszarpać trzech zbrojnych razem z końmi, żuraw, myszołów?
 - Wybacz, sir – speszył się podoficer i zaczął nerwowo splatać palce rąk.
 - Tessiuszu. – podjął Regis
 - Wiem, musimy wysłać większą grupę tylko…frasuje mnie jedna sprawa.
 - Heradin?
 - Tak, jest naszym najlepszym zwiadowcą, jeśli ktoś dał rade go wytropić, to niezależnie kogo tam teraz wyślemy, wróg na pewno wypatrzy nas pierwszy.
 - Inicjatywa cały czas pozostaje po ich stronie. – Tessiusz delikatnie skinął, na znak potwierdzenia – Chyba, że starego rzeczywiście dopadło jakieś straszydło, w tym
1.
 przypadku wystarczy nam przewaga liczebna. – Na zwiadowcę Heradina bliscy kompani mówili stary, ponieważ, był pół elfem i liczył już sobie blisko pięćdziesiąt lat, mimo to dzięki swojej domieszce elfiej krwi nadal był gibki niczym młodzian, a w swojej sztuce niewielu potrafiło mu dorównać w całym królestwie.
 - Mało to prawdopodobne, ale musimy założyć i taką ewentualność. – Tessiusz wyraźnie się skrzywił – Prawdę rzekłszy, była by to jedna z korzystniejszych możliwości.
 - Co masz na myśli?
 - Coś mi tu śmierdzi, a chyba nie jest to wina, naszej latryny czy zapasów kapusty, prawda panowie. – Powiedział dowódca, po czym parsknął przenikliwym śmiechem. Wesołość udzieliła się znajdującym się w namiocie podoficerom, którzy, również zaczęli chichotać. Jedynie Regis sposępniał jeszcze bardziej.
 - Sytuacja rzeczywiście jest kłopotliwa – pomyślał zastępca dowódcy – jednak nie potwierdziliśmy nawet śmierci naszych ludzi, warunki są bardzo ciężkie, wszędzie dookoła bagna, może to po prostu opóźnienie. Lecz niepokoiło go cały czas zachowanie jego dowódcy, Znał Tessiusza jak nikt inny, był to człowiek pogodnego usposobienia, jednak w czasie służby zawsze zachowywał się nieskazitelnie. Niczym posąg nie okazywał żadnych szczególnych uczuć, w ciężkich sytuacjach nie okazywał strachu i pokrzepiał swoich ludzi. Zdarzało się, ujrzeć go zdenerwowanego, lecz żartującego i wybuchającego śmiechem widział go tylko raz. Regis mimo woli dotknął długiej blizny na swojej twarzy, biegnącej od nasady nosa, poniżej lewego oka, na skos przez polik aż do szczęki. Tessiusz wybuchnął śmiechem tylko wtedy, gdy znaleźli się w beznadziejnej sytuacji, tuż przed niemal doskonałym okrążeniem przez wroga, w czasie wojny sprzed siedmiu lat. A jak doskonale wiedział, intuicja jego dowódcy była legendarna.

- Wystarczy tego biadolenia. – powiedział Tessiusz – Czas wziąć się do pracy panowie. Dziesiętnik!
 - Tak sir? -  odparł doświadczony żołnierz w kolczudze
 - Dzisiaj cała twoja drużyna trzyma nocną straż, dla pewności dorzucimy wam jeszcze kilku ludzi od Geratha.
 - Tak jest! – Krzyknął dziesiętnik po czym wyszedł szybkim krokiem z namiotu.
 - Gerath, ty przydzielisz dwóch swoich ludzi na nocna wartę, pozostali maja przygotować jakiś wał obronny, przynajmniej od strony bagien wzdłuż granicy.
 - Dowódco ale przecież mamy tu samych konnych, taki wał jedynie utrudni nam działania w razie ataku. – odparł szybko Gerath, drugi z dziesiętników
 - Jesteśmy w pobliżu terenów bagiennych. – Tym razem głos zabrał zastępca dowódcy – Ponadto, mieliśmy dwu dniową ulewę, teren jest tak podmokły, że wszelkie działania konnicy to samobójstwo.
 - Dokładnie. – potwierdził Tessiusz – Jeśli dojdzie do bitwy szykujcie się na walkę pieszą, wał, jak mizerny by nie był, da nam przynajmniej, jakiś łatwiejszy punkt do obrony… przynajmniej z jednej strony. Wykorzystajcie też nasze wozy jako barykadę, oraz zapas pochodni. Rozstawcie je w odległości do sześćdziesięciu metrów od obozu, chce mieć możliwie dobry widok na to co będzie się działo w nocy, tylko – dowódca zamyślił się na chwilę – rozstawcie je, nieregularnie, nie chcę żeby w razie ataku łuczników, mogli celować po prostu w środek okręgu z pochodni. Ustawcie też trzy zapasowe namioty na
2.
 zachód od naszego głównego obozu. Oraz ukryjcie trzy jezdne konie w lesie na północ od nas w kierunku zamku Newark.
 - Tak jest sir! – skinął głową Gerath, po czym wyszedł z namiotu dowódców
 - Wszyscy wyjść – Rozkazał Tessiusz, po czym pozostały w namiocie podoficer Tellan oraz goniec wyszli. W bezruchu stał jedynie Regis, który doskonale wiedział, że rozkaz nie był skierowany do niego.
 - Co możemy zrobić? – podjął zastępca dowódcy
 - Zastanawiam się nad poinformowaniem zamku Newark o naszej sytuacji, problem tylko w tym, że sami nie wiemy jaka jest nasza sytuacja.
 - Hehe, prawde mówisz, jednak w tych okolicznościach myślę, że mimo wszystko powinniśmy wysłać im jakiś raport. Chociażby o zaginionym zwiadowcy i grupie patrolowej.
 - Słusznie, zajmij się tym.
 - Oczywiście.
 W namiocie zapanowała długa cisza, żaden z dowódców nie chciał zaczynać nowego tematu, ciszę przerwały jedynie ciche kojące trzaski drewna pochodni i delikatny deszcz leniwie stukający o materiał namiotu. Przed wejściem nie stał żaden strażnik, wszyscy żołnierze wzięli się już za wykonywanie rozkazów, uspokajające dźwięki zagłuszała jednak niemal namacalna, ciężka atmosfera.
 - Będzie z tego bitwa prawda? – podjął w końcu Regis – I nie mamy pojęcia z kim, jak uzbrojonym, w jakiej liczebności z jakimi zamiarami i nawet czy to są człekokształtni.
 - Tak mi to wygląda Regisie, i doskonale wiesz, że nie możemy się teraz wycofać, przyjechaliśmy tu jako wsparcie i rozpoznanie, w dodatku mamy paru młodziaków oraz nowy nietypowy wzór formacji który mamy sprawdzić w praktyce. Hrabia nas rozwiąże i zniszczy jeśli zrobimy coś nie po jego myśli.
 - I te dzieciaki maja ginąć z powodu polityki?
 - Doskonale wiesz, że z tego powodu jest większość problemów na tym świecie, a jednocześnie jest ona niezbędna, nie dla nas bawienie się w ulepszanie świata, musimy wypełnić nasze rozkazy, dokładnie wypełnić to co do nas należy. Nic więcej zrobić nie możemy, postarajmy się przynajmniej żeby to nie było nic mniej.
 - Całkowicie wypełnić swoje rozkazy – powtórzył w zamyśleniu Regis – To zdanie wbija się do głowy wszystkim rekrutom, jak widać wyżsi rangą dowódcy też muszą się trzymać tylko tego prostego zdania, w ciężkich momentach. Cały czas trzymać się honoru wojownika, tylko czy te dzieciaki pod naszymi rozkazami, zdążą poznać czym on jest?
 - Nie ma pewności czy dojdzie do bitwy, czy do czegokolwiek dojdzie, a nawet jeśli, nie można ich od razu uznać za martwych, maja ponadto doskonałych dowódców i kilku bardzo sprawnych szermierzy w swoich grupach.
 - Taa. – Odparł nieprzekonany zastępca. Niespodziewanie, rozmowę przerwał im krzyk stojącego przed wejściem gońca.
 - Wieści!
 - Wejść i meldować – rozkazał Tessiusz.
 - Wróciły gołębie pocztowe patrolu, sir!
 - „Gołębie”?
 - Tak jest, dwa znaczy się panie dowódco. – Tessiusz lekko uniósł brew.
3.
 - Dwa powiadasz, i jaki raport dostarczyły?
 - Nic, sir, nie miały ze sobą żadnych listów, raportów, żadnej informacji.
 Tessiusz i Regis znów spojrzeli na siebie, dowódca lekko skinął głowa, zastępca przytaknął na znak, że rozumie.
 - Chodźże ze mną – warknął Regis do gońca – Mamy trochę roboty przydasz mi się.
 Po czym wyszli razem z namiotu. Tessiusz przez chwilę przysłuchiwał się o czym rozmawiają na zewnątrz.
 - Przyprowadź mi tu zaraz kuriera, pojedzie z wiadomością do zamku Newark, żywo! Raport weźmie od podoficera Tellana. – po czym wyraźnie zaczął się oddalać w kierunku oddziału kopiącego umocnienie – Ruchy, żwawiej z tymi łopatami, co to kurwa jest, wojsko, czy królewskie balety?!!
 Tessiusz uśmiechnął się w duchu, Regis był doskonałym rycerzem i świetnie radził sobie z żołnierzami, potrafił wydobyć z nich to co najlepsze. Tessiusz nie mógł wymarzyć sobie lepszego zastępcy, zwłaszcza, że był jego najlepszym przyjacielem. Dowódca wyszedł przed namiot, zaczął rozglądać się po obozowisku, żołnierze pierwszej drużyny siedzieli właśnie przy dwóch ogniskach jedząc jakąś strawę, odpoczywali przed nocną wartą.  Ponieważ trzech zaginęło na nieszczęsnym patrolu, drużyna liczyła siedem osób plus ich dziesiętnik oraz dwóch przydzielonych z drugiego oddziału, łącznie dziesięciu wojowników. Druga drużyna dziesiętnika Garetha, zajmująca się aktualnie umacnianiem obozowiska, liczyła razem z nim dziewięć osób. Wraz z Regisem, który właśnie nadzorował i pomagał przy barykadzie oraz podoficerem Tellanem, mieli dwudziestu jeden wojowników, zbrojnych w kolczugi, zbroje skórzane, duże prostokątne tarcze oraz wszelkiej maści broń jednoręczną. Ponadto w obozie znajdowało się jeszcze dziesięciu żołnierzy obsługi, na codzień zajmujących się odciążaniem wojowników w podstawowych pracach przy obozowisku, jednak w razie działań bitewnych zmieniali się w lekkozbrojną drużynę łuczników. Wśród nich były osoby zajmujące się przygotowywaniem strawy, rozkładaniem namiotów, jak i młody chłopak żartobliwie nazywany „koniuszym”, z powodu pełnionej przezeń funkcji. Nieistotnym jest, że jego obowiązki można by przypisać chłopcu stajennemu, wszyscy lubili tego szczerego dzieciaka i nie mieli nic przeciwko tytułowaniu go stanowiskiem zarządcy wszystkich stajni w hrabstwie. Oczywiście nie nazywali go tak w otoczeniu wyższego dowództwa. Wszyscy byli aktualnie zajęci jakimiś pracami, Tessiusz obserwował jak biegają pomiędzy nielicznymi namiotami. Słońce zachodziło już za horyzontem, a niebo wyraźnie się rozpogadzało po ostatniej kilkudniowej ulewie, dowódca głęboko odetchnął wieczornym chłodnym powietrzem, spojrzał na niebo, widoczna już była srebrna tarcza księżyca i nieliczne gwiazdy.
 - Więc wszystko rozegra się w nocy. – pomyślał – A zapowiadał się taki piękny dzień.
 Odetchnął jeszcze raz świeżym powietrzem i wszedł do namiotu dowodzenia zasłaniając za sobą płachtę nad wejściem. Usiadł przy stole i jeszcze raz przejrzał ostatnie raporty i mapę okolicznych terenów, po dwukrotnych oględzinach, stwierdziwszy, że nic mu to już nie da postanowił zdrzemnąć się chociaż z godzinę. W środku nocy obudził go jakiś żołnierz informując, że kurier powrócił z Newark, po tej informacji już nie zasnął, nałożył zbroję i kilkakrotnie sprawdzał swoje uzbrojenie. Wielokrotnie również wyglądał z namiotu aby sprawdzić jak mają się jego wojownicy i czy przygotowali teren zgodnie z
4.
 jego rozkazami, kiedy nie miał już co robić, usiadł na środku namiotu i pogrążył się w pół śnie.

Atak!!! – powietrze przeszył wrzask jednego z wartowników – Atak!!!
 Tessiusz i Regis w kilka sekund znaleźli się przed namiotem dowodzenia, rozglądając się uważnie, dziesiętnicy już zwoływali swoich ludzi. Łucznicy w napięciu czekający całą noc, już zebrani wyczekiwali rozkazów. Wszyscy byli w pełnych rynsztunkach bojowych, nikt nie chciał zostać zaskoczony w nocy w samych ubraniach i tracić pięć minut na zakładanie kolczugi. Ci co mogli spali w zbrojach, jeśli można to w ogóle nazwać spaniem.
 - Forma ataku?! – Wrzasnął w noc Regis.
 - Ostrzał z dystansu, z kierunku południowego, sir! – Odkrzyknął ktoś ze skraju obozu.
 - Fooormowaaać kolumneeeee!!! Osłaniać naszych łuczników tarczami, pierwsza i druga drużyna dwójkami, kolumna czołem w kierunku wroga!
 - Tak jest! – Odpowiedzieli jednocześnie obaj dziesiętnicy.
 Dowódcy obserwowali jak żołnierze zbiegający się, z różnych części obozu formowali szyk, rozwijając się niczym prostujący się grzbiet łuku i od razu ustawiający tarczami w kierunku wroga. Niemal w tej samej chwili kilka strzał zabębniło o tarcze, pozostałe wbiły się przed oddziałem.
 - Zaczyna się – powiedział spokojnie zastępca dowódcy naciągając na głowę kolczy kaptur i podnosząc oparty o materiał namiotu topór – Wreszcie dowiemy się o co tu chodzi.
 - Na to wychodzi – odparł Tessiusz, unosząc wyżej tarczę – Dołączmy do oddziału.
 Ruszyli truchtem w kierunku swoich żołnierzy i ustawili się razem z tarczownikami.
 - Skąd strzelają? – Zapytał dowódca stojącego obok Tellana.
 - Muszą być gdzieś poza zasięgiem pochodni, lecz niezbyt daleko, bo strzelają dość płasko, idealnie z południa, po drugiej stronie naszej barykady. Tessiusz skinął głową na znak, że zrozumiał, po czym powiedział cicho do Regisa.
 - Salwa i podejdziemy do wału.
 - Łucznicy strzelać na dwadzieścia metrów za krąg pochodni! – rozkazał zastępca, po chwili wszyscy usłyszeli charakterystyczny dźwięk naprężanej cięciwy i cichy syk dziesięciu strzał lecących w wskazanym kierunku – Cały oddział dwadzieścia kroków do przodu! – Kolumna ruszyła równym krokiem w kierunku barykady, w połowie drogi otrzymali ostrzał około trzydziestu strzał z czego jedna drasnęła kogoś z pierwszej drużyny w prawe ramię, rozdzierając gruby skórzany pancerz i wbijając się w tarcze kogoś z drugiego rzędu. Syk bólu.
 - Skupić się, to nie są ćwiczenia! – Warknął dziesiętnik Gerath.
 Podeszli w końcu do umocnienia, kucając za skromnym wałem i kryjąc się za drewnianymi osłonami czekali na rozkazy.
 - Popraw ostrzał – Powiedział Tessiusz.
 - Strzelać na tę samą pozycję, po czym kryć się – warknął Regis – Na mój znak…wykonać. Machnął energicznie ręką po czym dziesięć strzał poszybowało w tym samym co wcześniej kierunku, nim łucznicy zdołali się jeszcze schować, z oddali, bardzo cicho, słychać było coś jak by krzyk bólu.
5.
 - Meldować! – Rozkazał dowódca. Dziesiętnicy niepewnie spojrzeli na siebie, następnie na swoich ludzi, większość niezdecydowanie wzruszała ramionami. W końcu odezwał się Gerath.
 - Trafienia nie potwierdzone, sir.
 Nagle świst strzał wbijających się w ziemny nasyp i stukających o drewniane osłony, ponadto, około dwudziestu przeleciało im nad głowami.
 - Trafienia nie potwierdzone, ale coś jest dokładnie w tym kierunku – powiedział do swojego zastępcy Tessiusz – Łucznicy, stawiam kolejkę, że jakieś trzy drużyny, czyli tyle co nas.
 - Tam są tylko nieliczne drzewa, dużo gęstej trawy i krzaki, nie mają zbyt dobrej osłony, czemu więc nie możemy trafić?
 - Prawdopodobnie są rozsypani, a nie w szyku jak my, prawdopodobnie też pod naszymi nosami przytaszczyli sobie jakieś dodatkowe osłony.
 - To może atak frontalny pod osłoną tarcz? – zaproponował Regis – Zawsze będzie można się wycofać za wał, ale w starciu bezpośrednim nie mają szans.
 - Nie wejdę w to błoto, mając tak niewiele informacji, ponadto. – dowódca zamyślił się na chwile – Coś mi tu nie pasuje, nie jesteśmy dobrze widoczni a oni celują cholernie dobrze.
 - Nie rozumiem.
 - Ich ostatnie strzały, tylko wyglądały na bezładne i wypuszczone na oślep, a tak naprawdę zdecydowana większość z nich przeleciała centymetry nad naszym wałem i osłonami.
 - No tak – Regis uderzył trzonkiem topora w ziemię wszystko rozumiejąc – Gdyby któryś z nas wyjrzał żeby sprawdzić czy oberwali, dostał by strzałą między oczy. Czyli ten krzyk to też był fortel?
 - Niewykluczone, jak widzisz nie są w ciemię bici, dla tego nie zaatakujemy frontalnie póki nie dowiemy się więcej. Na razie czekamy.
 Oddział oddał jeszcze jedną salwę, której skutków nie udało się potwierdzić, po czym zapanowała długa i nerwowa cisza. Obie strony wsłuchiwały się w noc, próbując dowiedzieć się czegoś o przeciwniku i śledzić jakikolwiek jego ruch. Obie strony nie chciały odsłaniać swoich kart, przynajmniej tak sądził Tessiusz… Do czasu. W powietrzu dało się wyczuć coś niepokojącego, jakiegoś rodzaju cichą wibrację niczym szelest delikatnego wiatru. Pierwszy zorientował się podoficer Tellan.
 - Salwa wroga!!! – wrzasnął ile sił w piersiach – Tarcze w górę!!! Sekundę później rozpętało się szaleństwo. Na oddział spadł deszcz strzał, pokrywając niezwykle celnie, okręgiem ich pozycje, nie wszyscy zareagowali w porę, jeden z łuczników trafiony od góry strzałą głęboko w obojczyk, rzucił się na ziemię z  piekielnym wrzaskiem turlając się i kopiąc nogami, przy okazji rozsypując wszędzie strzały z kołczanu na plecach. Drugi oberwał strzałą pod kątem w klatkę piersiową, wydał z siebie tylko stłumione sapnięcie po czym padł martwy. Trzeci łucznik, trafiony w stopę, drżącymi rękoma z cichym jękiem próbował ni to złamać ni wyciągnąć drzewce. Tessiusz został trafiony strzałą w naramiennik, bez większej szkody poza wgnieceniem i bolesnym uderzeniem, Regis zablokował trzy strzały tarczą, ale nie wszyscy tarczownicy mieli tyle szczęścia. Jeden padł na miejscu ze strzała w czole. Ktoś z drugiej drużyny trzymał się za ranne udo,
6.
 Kolejny ciężko oddychał z dwoma strzałami w korpusie, na szczęście kolczuga powstrzymała większość impetu przez co tkwiły bardzo płytko. Strzała nie ominęła również Geratha, spadając z góry rozdarła jego skórzany karwasz i mocno raniła w przedramię. Ponad dwadzieścia strzał utkwiło w tarczach, znacznie więcej sterczało złowrogo z ziemi wszędzie dookoła, a nawet między wojownikami. W szyku nastąpiło rozluźnienie, ktoś krzyczał w panice, ktoś ze wściekłości wygrażał mieczem w kierunku wroga. Kilku wojowników opuściło swoje tarcze i zaczęło się rozglądać jak idioci dookoła. O dziwo najspokojniejsi byli ranni, z cichymi jękami bólu próbowali opatrzyć rany.
 - Spokój, spokój kurwa – Krzyknął Regis – zewrzeć dupy i do szyku, pomóc rannym… Meldować!
 - Druga drużyna melduje! Aghhhh – zawył Gerath gdy któryś z jego ludzi mocno zacisnął jakiś materiał na jego rannym przedramieniu – Dwóch martwych oraz trzech rannych, zdolni do walki, sir!
 - Pierwsza drużyna melduje – odezwał się pierwszy dziesiętnik – Jeden martwy, czterech rannych w tym jeden niezdolny do walki, sir!
 Tellan niepewnie spojrzał na rannego w obojczyk łucznika, miał on na sobie tylko skórzany utwardzany korpus zbroi, więc strzała tkwiła bardzo głęboko, nie szarpał się już tak mocno ale nadal przytrzymywało go dwóch ludzi, w tym weteran medyk oddziału. Ranny leżał na wznak, z ust wypływały mu krwawe bąble, które pękając zabarwiały twarz na czerwono. Podoficer skrzyżował wzrok z medykiem, ten tylko pokręcił przecząco głową.
 - Weszła w płuco.
 - Meldunek – odezwał się Tellan – Wśród łuczników dwóch martwych jeden ranny, łączny stan oddziału, pięciu zabitych, siedmiu rannych, w tym jeden niezdolny do walki, sir.
 - Odległość i kierunek wroga? – Zapytał Tessiusz
 - Odległość w przybliżeniu dwieście metrów, może nawet więcej, bo mają problem z przebiciem kolczugi, kierunek niemożliwy do ustalenia, liczebność….cóż….Myślę, że wali do nas cała chorągiew, sir.
 - Ja pierdole, cała chorągiew. – rozwrzeszczał się któryś z żołnierzy – Może jeszcze wypalą do nas z trebusza, strzał im kurwa nie szkoda?
 - Ciszaaa! – warknął nieco zirytowany już Regis – Tessiusz skąd u nich taka celność, w nocy i w tym terenie nie mogą nas widzieć z takiej odległości, a osiągnęli pokrycie pierwszą salwa.
 - Jeszcze nie wiem, jakie mamy możliwości?
 - Wrogi oddział łuczników ma wsparcie magiczne? – tym razem głos zabrał Tellan – Mogli by wtedy być nakierowywani, bezpośrednio przez jakiegoś czarodzieja. Możliwe też, że wypatrzyli dokładnie nasze położenie i będą strzelać tylko na tę pozycję wtedy wystarczy po prostu się przemieścić. Albo…hym – zamyślił się na chwilę – Albo ich ostrzał jest kierowany przez inny oddział.
 - Nie ma czasu zaraz będziemy mieli na karkach drugą salwę. – przerwał nagle Tessiusz – Zasłonić rannych, zabrać zabitym tarcze i wzmocnić osłonę, przyklejamy się do wału, osłona całkowita z góry, nie chce mieć tu więcej rannych jasne?
 - Tak jest! – Krzyknęli zgodnie dziesiętnicy, chwilę później zaczęli poganiać ludzi.
7.
 Całkiem sprawnie udało się przywrócić względny porządek w oddziale, szyk znów był zwarty, z jednej strony, osłaniał ich prowizoryczny wał i drewniane osłony, od góry szczelnie zasłonili się ścianą z tarcz. Niespodziewany atak około setki wrogich łuczników, wprowadził dużo zamieszania, jednak jego skuteczność była duża z powodu zaskoczenia, a nie faktycznych możliwości. Ostrzał łuczniczy, z takiej odległości na przygotowany i umocniony oddział tarczowników, miał niewielką skuteczność. Nie licząc efektu psychologicznego, deszcz strzał stukających we wszystko dookoła wzbudza respekt u niemal każdego i dowódcy doskonale o tym wiedzieli.
 - Coś długo nie strzelają – odezwał się do swojego zastępcy Tessiusz – W takim razie sprawdzimy coś. Pod osłona wału tak, żeby nie było nas widać przesuń cały oddział o dwadzieścia metrów na zachód. – Regis przytaknął na znak zrozumienia.
 - Dobry pomysł, cały oddział dwadzieścia kroków na zachód, ale cicho i nisko, żeby mi się nikt nie wychylał.
 Ruszyli dość powolnie, cały czas nisko przykucając i nadal osłaniając się tarczami, jednak w końcu osiągnęli wskazaną pozycję. Kiedy się zatrzymali, panowała całkowita cisza, jedynie delikatny wiatr poruszał nieznacznie, ciężkimi od wilgoci trawami.
 - I zawrzeć japy. – Syknął cicho Regis do swoich ludzi, przypominając, że nie czas na rozmowy. Sekundy później, słynący z doskonałego słuchu Tellan znów zapowiedział salwę wroga. Ponownie spadł na nich grad strzał, złowrogi stukot tnących ziemię i stukających o tarcze pocisków, przyprawiał młodszych rekrutów o ciarki, jednak tym razem po salwie nie było słychać żadnych krzyków. Zmiana pozycji oddziału sprawiła, że większość strzał padło niecelnie na lewo od nich, nieliczne utkwiły w tarczach dobrze zasłoniętych wojowników, nikt nie został ranny, a morale znacznie się poprawiło.
 - Hie hie – zarechotał ktoś z drugiego oddziału – To se skurwysyny postrzelały, Zigs dawaj gorzałę, wiem, że masz, tylko żeby dowódca nie zauważył bo sam nas ustrzeli.
 Gąsior z śliwowicą ruszył przekazywany z rąk do rąk pomiędzy żołnierzami, kto był akurat zasłonięty przed swoim dziesiętnikiem, szybko pił kilka dużych łyków. Alkohol był mocny i szedł w głowę, ale co bardziej doświadczeni wiedzieli, że przy takim poziomie strachu i adrenaliny ciężko się upić.
 - Salwa całkowicie nieskuteczna, sir – zameldował Tellan – Czyli wrogi oddział łuczników nie ma wsparcia magicznego.
 - Wiem, z magiem mogli by na bieżąco obserwować naszą pozycję. – odparł dowódca – Była to najmniej prawdopodobna możliwość, gdyby mieli tam magów nie musieli by do nas strzelać, łatwiej ciężkozbrojnych wykończyć magią niż strzałą.
 - Zostają więc jeszcze dwie możliwości. – kontynuował podoficer – Ostrzał na jedną pozycję lub kierowanie przez inną grupę.
 - Ich ostrzałem kieruje inna grupa – przerwał Tessiusz – Jestem pewien.
 - Jak to?
 - Gdyby strzelali na jedną pozycję, druga salwa uderzyła by w nas jakieś, sześć może, dziesięć sekund po pierwszej, wykorzystali by zaskoczenie i strzelali do nas ciągiem. Jeśli między salwami mamy aż tak długie odstępy, to znaczy, że czekają na potwierdzenie trafienia i ewentualne korekty od innej grupy, która kieruje ich ostrzałem.
 - Logiczne wyjaśnienie. – tym razem odezwał się Regis – Tym samym jeśli wprowadzimy w błąd grupę która kieruje ostrzałem, cała chorągiew łuczników będzie ślepa. W takim
8.
 razie myślę, że pora na fortel z naszej strony. – kontynuował zastępca dowódcy – Wyślijmy samych łuczników na drugi koniec wału, niech wypuszczą strzały, powiedzmy dwie salwy i niezauważeni za wałem, wrócą do nas pod osłonę tarcz.
 - Hymm – Tessiusz zamyślił się na chwilę – Dobra niech będzie, ale mają być cholernie szybcy, nie chcę żeby w połowie drogi złapała ich wroga salwa zrozumiano? Przekazać rozkaz.
 - Tak jest. – Krzyknął Tellan i już chciał udać się w stronę łuczników gdy zatrzymał go dowódca.
 - Nie ty, jesteś mi potrzebny, niech dziesiętnik przekaże rozkaz.
 Dziesiętnik bez słowa skinął głową i pospiesznie poszedł do łuczników wyjaśnić im polecenia. Tellan ze zdziwienia uniósł brew, dowódca kazał mu zaczekać gestem ręki, po czym zwrócił się do Geratha, niepewnie spoglądając na jego całkowicie zakrwawiony, prowizoryczny opatrunek na przedramieniu.
 - Człowieku, wszystko w porządku?
 - To tylko zadrapanie, sir. – odparł szczerząc zęby w szerokim uśmiechu – Zdolny do walki.
 - Właśnie widzę. – dodał niepewnie Tessiusz, patrząc na krwawe zacieki na rękawicy drugiego dziesiętnika – Dacie radę zorganizować jakiś arkusz papieru lub pergaminu dla podoficera?
 - Tak jest. – Gerath czym prędzej podszedł do jednego ze swoich ludzi i wdał się w intensywną rozmowę.
 - Panie Tellan – zwrócił się Tessiusz – Napiszecie mi tu zaraz raport, z prowadzonych przez nas działań militarnych z wrogiem, ma być w nim wszystko co o nim wiemy na chwilę obecną, oraz to czego będziemy się dowiadywać na bieżąco. Chcę mieć raport dostępny w każdej chwili na wypadek gdyby sprawy wymknęły się spod kontroli, czy to jest zrozumiałe?
 - Chyba tak sir –  odparł podoficer – Czy mam zapisać przebieg bitwy i zmiany stanu?
 - Tak, ale nie rozpisujcie się za bardzo nad stanem, nie mamy czasu na pisanie wielkich eposów, proszę – dowódca, wydobył z jednej z swoich sakiewek przy pasie i podał Tellanowi, pióro, oraz kałamarz z inkaustem – W razie gdyby pańskie się uszkodziły, powodzenia.
 Chwilę później do oficerów podszedł Gerath, trzymając w reku dwa duże arkusze pergaminu.
 - Tyle wystarczy?
 - Jak najbardziej. – odparł podoficer, odbierając zwinięty materiał – Zabieram się za pisanie raportu.
 - Gerath. – tym razem odezwał się Regis – Macie zapewnić Tellanowi osłonę i warunki do pisania, zrozumiano?
 - Tak jest.
 Gdy Tellan zanurzał pióro w atramencie, pod osłonę tarcz wbiegł akurat ostatni łucznik z grupy wysłanej na drugi koniec wału, w celu zmylenia wrogiej chorągwi. Chwilę później wrogie strzały upadły na pozycję, która niedawno zajmowali, nikt z oddziału nie został ranny. Lecz zaraz po głównej salwie, trzy drużyny wroga, które kierowały ostrzałem głównych sił, wypuściły trzydzieści strzał w kierunku znajdujących się w obozie koni.
9.
 Zwierzęta wpadły w panikę, kilka padło martwych z wieloma strzałami w ciele, pozostałe zaczęły szaleńczo skakać i kopać tylnymi nogami wszystko dookoła. Chwilę później kolejna salwa, w obozie zapanował straszny zgiełk, konie zaczęły tratować się nawzajem, niektórym udało się zniszczyć odgradzający ich drewniany płot i rozbiegły się we wszystkich kierunkach, tratując przy okazji dwa namioty i kilka obozowych ognisk.
 - Odpowiedzieć! – rozkazał Regis – Strzelać mówię
 Łucznicy wychylili się nad wałem i wypuścili strzały, kilku przeciwników zostało trafionych, musieli zostać zaskoczeni nagłą zmianą pozycji.
 Lecz wróg nie dał przycisnąć się do muru, kiedy łucznicy oddziału Tessiusza, po salwie schowali się za wałem, przeciwnicy wypuścili strzały w kierunku pozostałych w zagrodzie kilku koni. Dowódca od razu dostrzegł jednak, że w powietrzu znalazło się nie więcej niż dziesięć pocisków. Nie zdążył zareagować w porę gdy jego łucznicy ponownie się wychylili, żeby odpowiedzieć ostrzałem.
 - Nie!!!
 - Oddział padnij! – zawtórował mu Regis – Na ziemię kurwa.
 W powietrzu zafurkotały lotki, jedna strzała przebiła łucznikowi szyję na wylot, padł na ziemie z cichym bulgotem, dwóch dalszych zostało poważnie rannych, kilku zadraśniętych.
 - Szlag, wyczekali nas. – Sapnął Tessiusz do swojego zastępcy.
 - Ktoś pozwolił strzelać bez rozkazu, skurwysyny? – rozwrzeszczał się Regis na swoich ludzi – Pytam do cholery czy ktoś pozwolił?
 Odpowiedziała mu tylko cisza i pospuszczany wzrok pozostałych przy życiu łuczników, oczy zastępcy dowódcy świeciły gniewnie. Lecz odpuścił gdy spojrzał na czołgającego się w jego kierunku, żołnierza z dwiema ułamanymi już strzałami w korpusie, z tej odległości gruby utwardzany skórzany pancerz, nie zapewniał praktycznie żadnej osłony, ani jedna nie trafiła w serce ale nie dało się go już uratować. Regis podszedł do niego schylił się i mocno ścisnął za zakrwawioną i ubłoconą rękawicę.
 - Sir, trafiłem jednego. – powiedział słabym głosem śmiertelnie ranny – Trafiłem…ekhe…widziałem jak pada, chciałem chronić naszych. – rozkaszlał się nie mogąc złapać przez chwilę tchu – Oni  ciągle strzelają, chciałem ulżyć naszym.
 - Nic już nie mów żołnierzu. – odezwał się Regis, łapiąc go silnie za lewe ramię – Nic już nie mów, dobrze walczyłeś, zostaniesz zapamiętany Orenie.
 Ranny znieruchomiał, jego głowa opadła a po poliku ciekła mu z ust delikatna stróżka krwi.
 - Zostaniesz zapamiętany. – Pomyślał, kurde kto będzie pamiętał łucznika nieudanej misji rozpoznania, zwykłego kucharza, w małym oddziale mającym przeprowadzić rozpoznanie na południu. Czy ktoś zapamięta mnie, jeśli tak jak ten,zaraz zabarwię ta przeklęta błotnistą ziemię swoją krwią? Wszystko bez sensu, hym a może jednak? Ciekawe czy dzieciak rzeczywiście kogoś trafił, w ciemności nie sądzę żeby dostrzegł kogokolwiek, tylko, że.
 Regis spojrzał na wschodni horyzont, powoli się rozjaśniało, tarcza słońca nie była jeszcze widoczna, lecz niebo przybrało już inną barwę.
 - Może trafił. – Zastępca dowódcy uśmiechnął się do swoich myśli.
10.
 - Skurwysyny. – Tessiusz usłyszał za swoimi plecami głos „koniuszego” – Co za skurwysyny.
 Obejrzał się na chłopaka, ten z wściekłości cały drżał, z wzrokiem wbitym w martwe konie. Dłoń na swoim łuku zaciskał tak mocno, że zbielały mu knykcie.
 Myśli Tessiusza zawirowały wokół tego widoku, ludzie szkolą konie od urodzenia do warunków bojowych, żeby służyły im wiernie w każdej sytuacji. Wykorzystują ich umiejętności, zwierzęta nie mają najmniejszego wpływu na swój los, nikomu nie zawiniły. A później stają się pierwszym i najłatwiejszym celem w czasie bitwy, giną bo jeźdźca najłatwiej unieszkodliwić zabijając jego wierzchowca. Giną nie z powodu złośliwości, lecz zwykłej chłodnej kalkulacji.
 - Skurwysyny. – Powtórzył za „koniuszym” Tessiusz, jednak on miał na myśli nie wroga lecz siebie samego.
 Więc w takim razie kto jest zły? Koniuszy, chłopcy stajenni, przecież oni chcą dobrze wyszkolić swoich podopiecznych, żeby mieli jak największe szanse na przeżycie. Może Hrabiowie, albo sam Król, szlag, środek starcia, strzały świstają dookoła a mnie wzięło na filozoficzne sentymenty, szlag. Wszyscy zostaliśmy wrzuceni do jednego worka, jakim jest ten świat i próbujemy w nim niemrawo pływać udając, że mamy nad sobą kontrole, a tak naprawdę unosimy się na prądach losu.

- Zigs – warknął dziesiętnik Gerath – Wkurwia mnie już to, dawaj gorzałę, muszę się napić, tylko tak żeby dowódcy nie widzieli.
 - Ależ dziesiętniku ja nic nie mam.
 - Nie denerwuj mnie, ty zawsze coś masz, dawaj.
 Gerath uniósł podany mu gąsior i łyknął intensywnie, palący płyn oparzył mu język i rozjaśnił myśli.
 - Aaaa, nie ma to jak łyk czegoś mocnego. – powiedział do żołnierza, oddając mu alkohol – Schowaj żeby stary wilk Regis nie wypatrzył, bo nam łby poprzekręca.
 - Tak jest. – Odpowiedział Zigs z szerokim uśmiechem chowając trunek.

- Tessiusz co robimy? – zapytał tak cicho jak się dało zastępca dowódcy – Straciliśmy już czterech łuczników, nie damy rady walczyć z nimi na dystans
 - Wiem, zaraz będziemy mieli na karkach kolejną salwę, chyba, że będą strzelać na drugą stronę wału myśląc, że znów się przenieśliśmy, w końcu skończą im się te cholerne strzały, ale w każdej chwili musimy być gotowi do wydostania się stąd.
 - Tak. – skinął głową Regis – Jedyna możliwość to przez te krzaki i las na północny zachód za obozem gdzie ukryliśmy konie. Można dzięki temu wysłać wiadomość do zamku Newark, jak tylko Tellan skończy raport.
 - Ta, na razie przygotować się na salwę wroga, zaraz będziemy mieć tu deszcz strzał.
 - Tarcze! – rozkazał zastępca – Pełna osłona z góry.
 Wojownicy przykleili się do wału i osłon unosząc tarcze nad siebie, zapewniając osłonę sobie nawzajem. Długą ciszę przerywało tylko skrzypienie pióra o pergamin zapisywany przez podoficera Tellana, aktualnie osłanianego przez tarcze trzech żołnierzy.
 Wyczekiwanie, szum wiatru, traw i nerwowy oddech dwudziestu pięciu ludzi.
 - Jaki mają w tym cel? – pomyślał na głos Tessiusz, zwracając się jednocześnie do
11.
 swojego zastępcy – Te ich ataki z dużego dystansu są może i skuteczne ale nieefektywne, ile tak będą strzelać nie licząc się z kosztami?
 - Tym razem nie zgodzę się z tobą. – odparł Regis – Uciszyli większość naszych łuczników, nie jesteśmy już w stanie odpowiadać ostrzałem i mogą nas szarpać do woli.
 - Wiem o tym ale, sześciu zabitych kosztem prawie pół tysiąca strzał? To się w ogóle nie kalkuluje, im chodzi o coś innego, nie liczą się z kosztami, za wszelką cenę chcą zniszczyć nasze morale, jakie z tego wnioski?
 Regis podrapał się po swojej równo przystrzyżonej brodzie i zamyślił na chwilę.
 - Mają za dużo złota i za mało ludzi, wolą taką metodę walki, chcą żebyśmy dowiedzieli się jak najmniej o nich oraz… – zastępca zatrzymał się na chwilę, Tessiusz cały czas słuchając uśmiechnął się domyślając się, że doszli do podobnych wniosków – Oraz boją się z nami skrzyżować miecze.
 - Obyśmy się nie mylili przyjacielu, obyśmy. – Dowódca klepnął Regisa w ramię. – Mógł byś przekazać nasze przemyślenia Tellanowi, niech zapisze co nieco w raporcie, coś mi mówi, że niedługo nam się przyda ten kawałek pergaminu.
 Regis zaczął powoli przesuwać się pomiędzy żołnierzami, chcąc dotrzeć do podoficera, lecz przystanął nagle i odwrócił się do swojego dowódcy.
 - Tak pomyślałem, że jeżeli nasze przemyślenia są słuszne to…
 - Masz rację – przytaknął mu Tessiusz – Już niedługo przypuszczą atak właściwy.
 Regis odwrócił się bez słowa i ruszył dalej w swoją stronę.
 - Tylko jak i skąd…- zastanowił się dowódca uważnie lustrując teren dookoła i ewentualne możliwości ataku – Jak i skąd.

- Salwa!!! – Jego rozmyślania przerwał krzyk pierwszego dziesiętnika, po którym o tarcze zabębniły dziesiątki strzał. Tarczownicy byli dobrze osłonięci, równie dobrze osłaniali swoich towarzyszy, podoficer Tellan mimo śmiercionośnego deszczu niestrudzenie zapisywał najnowsze wnioski swoich dowódców. Człowiek ze stali, pomyślał Tessiusz, całkowita osłona z góry zapewniała im niemal nietykalność od salwy wrogiej chorągwi łuczników, jednak dowódca wyczuł w bitewnej symfonii nowe akordy. Ktoś włączył się do działań, coś zaszumiało wprowadzając swoje argumenty na zakrwawione błotniste pole.
 Tessiusz został uderzony w plecy, coś odbiło się od jego stalowego napierśnika, jednak jak szybko się zorientował nie był to atak, To jedynie „Koniuszy” który potknął się o wystającą bruzdę ziemi.
 - Przepraszam sir – wybąknął słabym głosem
 - Nic się nie sta… – dowódca chciał uśmiechnąć się do łucznika lecz poczuł, że ten niemal całym ciężarem nadal opiera się o niego, ponadto kolczy rękaw Tessiusza strasznie szybko pokrył się czerwienią. Nie był ranny, przynajmniej nie on, bo nie czuł żadnego bólu, lecz „Koniuszy” wypluwał z siebie strasznie dużo krwi przez złowrogą, sterczącą mu z pleców strzałę o czarnym upierzeniu. Po kilku sekundach padł martwy u stup swojego dowódcy. Niemal w tej samej chwili około dziesięć strzał wbiło się w plecy żołnierzy niezwykle celnie. Trzech dalszych padło martwych, pięciu zostało rannych, w tym Regis z dwiema lotkami w plecach, przez co prawdopodobnie uratował życie Tellana, wciąż zajętego pisaniem.
12.
 - Wróg z tyłu! – rozwrzeszczał się Gerath – W krzakach przed lasem na tyle obozu!
 - Wszystkie pionki ruszyły – pomyślał Tessiusz, patrząc na martwego łucznika na ziemi – Cholera, szkoda chłopaka.

W oddziale znów zapanowała wrzawa, kolejne ciała padły w rozmokłe błoto barwiąc je czerwienią, ranni wyli, ni to z bólu ni z wściekłości. Wydawało się już, że nic nie jest w stanie przebić się przez ten hałas, jednak jak zwykle niezawodny donośny głos Regisa, wydawał rozkazy które nawet spanikowani ludzie słyszeli wśród krzyków.
 - Spokój! Frontem do nowego oddziału wroga, odwrócić się i zrobić ścianę tarcz.
 Oddział o dziwo całkiem sprawnie wykonał rozkaz i po chwili wszyscy przyklękali w dwóch kolumnach zasłaniając się mocno poniszczonymi już tarczami.
 - Sir, wszystko w porządku? – zaniepokoił się pierwszy dziesiętnik, spoglądając na dwie sterczące pod różnymi kątami z pleców Regisa strzały, gdyby owinąć je jakimś materiałem wyglądały by jak skrzydło jakiegoś demona.
 - Nic mi nie będzie. – odparł z uśmiechem – Obserwujcie wroga.
 - Tak jest.
 Zastępca dowódcy skulony za szeregiem podszedł bliżej Tessiusza.
 - Sprawa chyba oczywista? – zapytał dowódcę – Ruszamy?
 - Tak – przytaknął Tessiusz – Ruszamy.
 - Foooorrmooować jeża! Dziesiętnicy ustawić mi tu ładną formację, chłopcy idziemy skopać parę tyłków!
 - Houuu!!! – Zakrzyknął zgodnie cały oddział, nikt nie lubi odnosić ran i ginąć nawet nie widząc  przeciwnika, nareszcie otrzymali szansę aby skrzyżować miecze z wrogiem. Ruszyli powolnie, zbici w prostokątnej pancernej formacji, niczym żółw. Opuściwszy osłonę jaką dawał im wał dostali się pod agresywniejszy ostrzał, strzelała trzydziestka ukryta na bagnach, która kierowała łukami schowanej nie wiadomo gdzie chorągwi, strzelało dziesięciu łuczników z pobliskiego lasu w kierunku którego podążali. Większość strzał wbijała się w tarcze dobrze osłoniętych wojowników , którzy przyzwyczaiwszy się już do szyku mimo wielu rannych przyspieszyli kroku. Jedna z tarcz pękła w pół, nie wytrzymawszy ciągłych grotów rozszczepiających jej drewnianą powierzchnię, szybko zastąpiono ją nową, zabraną któremuś z martwych wojowników, którzy leżeli teraz daleko za nimi pod ziemnym wałem i drewnianymi osłonami.
 - Salwa chorągwi! – oznajmił dziesiętnik Gerath
 - Wszyscy stać, podkulamy ogony. – Rozkazał Regis, po czym dwudziestu dwóch wojowników przyklęknęło i uszczelniło osłonę z tarcz. Chwilę później deszcz strzał z trzech stron, południa, północnego zachodu i po prostu z góry spadł na krwawiący oddział Tessiusza, Kolejna tarcza poszła w drzazgi, Regis dostał kolejną strzałą, która przemknęła pomiędzy tarczami i wbiła się w koszulkę kolczą osłaniającą jego udo, stalowy naramiennik Tessiusza został przebity. Trzech dalszych wojowników zostało rannych, jeden martwy wypadł z ścisłego szeregu, szybko zastąpiono lukę kimś innym podnosząc jednocześnie tarczę martwego. Przerwa w strzelaniu, chwila oddechu.
 - Oddział marsz! – rozkazał Regis, po czym znów ruszyli zwartym szykiem w kierunku północno zachodnim gdzie znajdował się las i kolejny oddział wroga.
 - Nikt mi nie uwierzy, no kurwa nikt mi nie uwierzy, hahaha – roześmiał się jeden z
13.
 wojowników – Strzelają do nas chyba ze wszystkich możliwych kierunków, maja bogowie wiedzą jaka przewagę liczebną, a my idziemy, cały czas kurwa idziemy hahaha.
 Wesołość udzieliła się wszystkim dookoła, morale mimo beznadziejnej sytuacji znów zwrosło.
 - Okrzyk na cześć naszych dowódców! – Rozkazał Gerath, poprawiając zakrwawiony bandaż na przedramieniu.
 - Houuu!!! – zawyli jednocześnie wojownicy – Niech żyje sir Tessiusz, niech żyje sir Regis, Houuu!!!
 - Na pohybel skurwysynom -Wyrwał się ktoś z drugiej drużyny, krzycząc w kierunku wroga strzelającego z lasu.
 - Już do was idziemy szmaciarze – zawtórował mu kolejny żołnierz – Upuścimy wam trochę krwi.
 - Houuu!
 - Regis na pewno wszystko w porządku? – zapytał dowódca, niepewnie spoglądając na trzy strzały sterczące ze zbroi przyjaciela. – Nie wygląda to dobrze.
 W odpowiedzi zobaczył szeroki szczery uśmiech.
 - Trochę się wbiły ale to nic, jak wrócimy do Andear, jestem winny kolejkę kowalowi który kuje te zbroje, lepszej kolczugi chyba nigdy nie widziałem.
 - Bardzo dobrze, Tellan piszecie tam ten raport?
 - Kurwa strzelają z każdej strony ale pisze na tym cholernym pergaminie. – odburknął bardzo nieregulaminowo podoficer
 - Haha, widzę, że nawet Tellanowi puszczają nerwy. – roześmiał się na dobre Regis – Zigs! Dawaj mi tu zaraz gorzałę dla pana podoficera, i nie udawaj wiem, że masz.
 Kiedy wojownik niepewnie spełniał rozkaz, Gerath odezwał się do jednego z żołnierzy z którymi wcześniej pili.
 - Cholera, stary wilk widział, że chlejemy. – uśmiechnął się z podziwem – Szlag on zawsze widzi.

Odległość od pozycji wroga była już niewielka, a słońce za plecami oddziału Tessiusza, zaczęło już delikatnie wynurzać się nad horyzont.
 - Elfy? – odezwał się ktoś z pierwszej drużyny – Sir widziałem elfa, walczymy z elfami.
 - Elfy, jesteś pewien? – odparł dowódca – Cholera to wyjaśnia ich niezwykłe umiejętności posługiwania się łukiem i doskonałą celność w ciemnościach, ale czego one od nas chcą?
 - Panie Tellan proszę to szybko zaraportować, zaraz będziemy walczyć. – powiedział Regis
 - Tak jest.
 Byli już bardzo blisko lasu w którym stacjonował oddział wroga, mieli jak już wcześniej zauważyli około dziesięciu łuczników, lecz za nimi stał mur około czterdziestu pieszych wojów. A co tam teraz to już nie istotne. Pomyślał Tessiusz. Strzały znów zabębniły o tarcze, jedna przedarła się przez mur przeleciała pomiędzy wojami i wyrwała Zigsowi gąsior z gorzałką z rąk, przebijając go na wylot i rozlewając cały trunek.
 - Haha, ty idioto to masz więcej szczęścia niż rozumu. – warknął ktoś z boku
 W innym miejscu wywiązała się kolejna rozmowa
 - Jak elfy to pizda zamknięta. – parsknął ktoś z drugiej drużyny – Kompletnie.
14.
 - Co? Haha. – odparł jego towarzysz – Co to jest pizda?
 - Nie wiem słyszałem to od Derkańskiego marynarza, a oni w co drugim słowie mają przekleństwo, więc pewnie coś mocnego.
 - Haha, dobre, może to jakiś zwierzak, o, albo brama skoro zamknięta.
 - No nie wiem.

Wróg był już bardzo blisko, wściekłość, która kumulowała się w ludziach Tessiusza od początku starcia już za chwilę znajdzie swoje ujście. Dało się to bardzo wyraźnie wyczuć, straciwszy wielu towarzyszy, ranni i pokrwawieni nareszcie zmierzą się z wrogiem twarzą w twarz. Regis widział, że z trudem utrzymują szyk i powstrzymują się od chaotycznej szarży. Sztuczna chwilowa radość, która ukrywała, wciąż narastające zwykłe ludzkie wkurwienie, już za chwilę pęknie jak bańka.
 Świst strzały, krzyk bólu.
 - Aaaaa, kurwa! Co to ma być? – wrzeszczał wojownik ze strzałą, która właśnie wbiła się w jego tarczę. Tessiusz dostrzegł jej charakterystyczne czarne upierzenie, jednak najgorsze było to, że przebiła się przez tarczę, kolczy rękaw i prawdopodobnie rozkawałkowała kość przedramienia żołnierza.
 - Szlag, co oni tam maja? – zdenerwował się zastępca dowódcy – Dziewięćdziesięcio funtówkę?
 - Jesteśmy już za blisko, będą się przebijać przez te poniszczone tarcze – odparł Tessiusz – Dobra chłopy, pierwsza drużyna formować klin, przebijemy się przez nich, druga ryglować po naszej lewej.
 - Tak jest! – usłyszał w odpowiedzi, dziesiętnicy szybko sformowali szyk.
 - Szarża! – zaryczał Regis – Bij morduj!
 Z wściekłym wrzaskiem, biegiem ruszyli w kierunku wroga. Ranny w przedramię padł od kolejnej strzały, ktoś inny zginął trafiony w plecy przez łucznika z elfiego oddziału z bagien, który właśnie, podchodził do wału ziemnego.
 - Osłaniać Tellana, chłopy! – rozkazał wśród rozgardiaszu dowódca – Musimy za wszelką cenę dostarczyć ten raport do Newark, walczymy za informację.
 - Zdychamy za kawałek pergaminu? – warknął pijany już Zigs – A w rzyci to mam powód jak, każdy inny, hahaha.
 Jeszcze dwadzieścia kroków do wroga, pomyślał Tessiusz. Elfi łucznicy cofnęli się za piechurów. Piechota wroga około czterdziestu różnie opancerzonych, uzbrojonych w miecze wojowników. Dziesięć kroków, ktoś dostał strzałą w brzuch, zwolnił nieco, splunął krwią i znów przyspieszył.
 - Żyjesz? – zapytał Gerath
 - A pieprzę te ich strzały.
 Kontakt, klin wgryzł się w dwuszereg wroga, frustracja, złość, szał i wybuch adrenaliny zmieniły na chwilę oddział Tessiusza w nieczułe na nic machiny do zabijania. Lewy rygiel zrównał się z kolumną wroga i wdał w walkę. Uderzenie klina dosłownie zmiotło kilku elfów z pierwszego szeregu. Pierwszy dziesiętnik będący na samej szpicy, przebił się przez dwa szeregi i zaatakował łuczników. Oberwał strzałą w korpus, odrzucił tarczę i złapał miecz oburącz, ciął straszliwie z pełną furią od góry. Elf zasłonił się łukiem, pękł od cięcia, tak samo jak obojczyk, łopatka osiem żeber i prawe płuco. Jakiś piechociarz ciął
15.
 dziesiętnika w udo, ten był już ranny od trzech strzał, nie czuł już bólu, ostatnim wysiłkiem rzucił mieczem , który wbił się w mostek kolejnego łucznika, po czym z wrednym uśmiechem padł martwy w mokrą od krwi ściółkę lasu.
 Klin pierwszej drużyny wgryzał się coraz skuteczniej, druga w równej linii walcząc z kolumną wroga wdała się w zażartą walkę. Jednak w bezpośrednim starciu oddział Tessiusza zaczął zyskiwać przewagę, szczególny strach budził w elfach Regis. Z trzema strzałami wbitymi w jego kolczugę, niemal całkowicie pokryty krwią, wrogów, towarzyszy i swoją, wyglądał niczym nieśmiertelny demon, a jego topór spadał niezawodnie na głowy nieprzyzwyczajonych do takiej broni elfów. Jednak okrążenie było tylko kwestią czasu, a ostrzeliwany z daleka przez tyle czasu oddział szybko tracił siły. Druga drużyna będąc mniej liczebna została flankowana przez liczniejszego wroga, który oblepił ich niczym ciepła smoła. Klin Tessiusza przebił się przez linie i otoczył kolumnę wroga wypłaszając łuczników z bezpiecznych wcześniej pozycji, już za chwile mieli zostać otoczeni przez wolne do tej pory resztki elfich wojowników, lecz dowódca potrzebował takiej właśnie chwili, żeby wysłać wiadomość.
 - Kurier! – wrzasnął Tessiusz – Brać raport od Tellana i biegiem do ukrytych koni, przekaż wiadomość do Newark.
 - Tak jest – Odpowiedział młody chłopak, wziął niemal w biegu pergamin od podoficera, i pełnym sprintem odbiegł od walczących, w międzyczasie chowając dokument do specjalnej tuby.
 - Związać łuczników walką. – rozkazał dowódca – Za wszelką cenę.
 Klin zmienił się w luźny szyk, który uniemożliwiał zorganizowane działania elfich łuczników, przez walkę lub samą obecność w pobliżu utrudniając oddawanie celnych strzałów. Dwa groty wbiły się w ziemię, tuż obok biegnącego kuriera, Tessiuszowi wydawało się to już niemożliwe ale goniec jeszcze bardziej przyspieszył.
 - Zaraz będzie poza zasięgiem łuczników między drzewami – Pomyślał – Jest nadzieja.
 Pierwsza drużyna otoczyła razem z drugą trzon elfich wojowników i szarpali ich straszliwie, lecz sami byli coraz skuteczniej okrążani.
 - Okrążenie w okrążeniu, hahaha – zawył pijany krwią i gorzałą Zigs – Czyli robimy zwiad na pałe, haha.
 - Jaki znów zwiad na pałe? – padło skądś pytanie
 - Jak zwiad nie może przeprowadzić rozpoznania, to wpierdala się w wroga i wtedy już wie ile ich jest i jak są uzbrojeni, haha.
 - O kurwa.

Nagle od grupy elfów oderwało się pięciu wojowników i ruszyło w pościg za kurierem.
 - Szlag. – Tessiusz dostrzegł to błyskawicznie – Tellan bierz dwóch ludzi i goń ich.
 Podoficer który znów odzyskał swój słynny spokój i opanowanie, skinął głową , krzyknął na dwóch wojowników z pierwszej drużyny i ruszył w pogoń. Chwilę później osłabiona drużyna dostała się pod całkowite okrążenie.
 Dowódcy walczyli teraz ramię w ramie, Tessiusz i Regis obok siebie jak za dawnych czasów, nie potrzebowali słów, walka to rozmowa, którą można prowadzić bez problemów w takich warunkach.
 Tessiusz ciął jakiegoś elfa który padł z krzykiem.
16.
 - Tylko spokojnie. – powtarzał w myślach dowódca – Bez złośliwości, bez utraty kontroli nad sobą.
 Coś wgniotło jego naramiennik, odpowiedział w tamtą stronę, prawdopodobnie bez efektu. Kolejny cios zblokował tarczą, od której odłupał się duży kawałek drewna. Skurcz w łydce, co tam nie pierwszy raz, pomyślał. Kolejny skurcz w lewym ramieniu, cholera, blok tarczą, całą postrzępiona długo nie pociągnie. Oberwał po napierśniku, wgniecenie, płytka rana, nie szkodzi. Jakiś elf obok padł z niemal odrąbaną przez topór Regisa głową. Tessiusz skinął głową w uznaniu, zastępca zauważył. Kolejny cios w kierunku dowódcy, na szczęście odbity przez napierśnik, w końcu udany atak, elf z mieczem w brzuchu, tylko, że w odpowiedzi dostał po udzie, płytko. Kolejny cios na naramiennik, tym razem nie wytrzymał rozwarstwił się całkowicie i ranił w ramie.
 - Kurwa no, z każdej strony, jak komary. – zaklął wkurzony na dobre.

W tym czasie Tellan i dwóch wojowników dogonili grupę pościgową za kurierem, nawiązali walkę, elfy mając drobną przewagę ruszyli na nich zbyt pewnie, pierwszy padł cięty jednocześnie przez dwie osoby, krew ponownie zalała ściółkę tryskając intensywnie z tętnicy, Pościg ruszył ponownie za kurierem, lecz Tellan nawet w biegu utrudniał im pogoń, walka w marszu. Kolejna wymiana ciosów, bez efektów, podoficer związał walką dwóch przeciwników. Zawadiacko odrzucił poniszczoną tarczę i wyciągnął długi żołnierski sztylet. Zablokował cios z góry krzyżując ostrza, kopnął przeciwnika i mocnym szarpnięciem wytrącił mu związaną klingami broń, tamten szybko chciał dobyć sztylet lecz Tellan był szybszy, dwa pchnięcia w korpus. Trzech na trzech, równe siły, kurier zniknął już z zasięgu wzroku gdzieś pomiędzy drzewami, podoficer uśmiechnął się wrednie, udało mu się kupić wystarczająco dużo czasu.
 - No i co panowie – zwrócił się do elfów – już go nie złapiecie.
 Zaczęli okrążać się niepewnie, mierząc nawzajem wzrokiem, lecz to Tellan wygrywał, w końcu zależało mu tylko na czasie. Każda sekunda upływała na jego korzyść, udało im się nawet tak ustawić aby odciąć drogę ucieczki gońca. Elfy musiały ich okrążyć a na to nie pozwolą, szybka wymiana ciosów, podoficer doskonale łączył prace obu ramion, obie klingi poruszały się bardzo precyzyjnie, jednak w odróżnieniu od topora Regisa, do władania dwoma ostrzami wróg był przyzwyczajony. Dwóch wojowników Tellana nadal trzymało swoje tarcze, w równej walce zaczęli zyskiwać przewagę i powoli spychali przeciwników do tyłu. Nabierali pewności siebie, walka w zwarciu to był ich żywioł, zaraz wykończą wroga i wrócą wesprzeć główny oddział, jest nadzieja ciągle jest nadzieja, mieli tylko zatrzymać grupę pościgową a mogą ją unicestwić.
 Tellan słynący z doskonałego słuchu, szybciej usłyszał niż zauważył jakiś ruch przed nimi, jednak nie miał czasu na reakcję, pomiędzy elfami przeleciała strzała, grot ugodził go w brzuch, z przerażeniem spojrzał w dół na wystający czarny statecznik. O szlag przy samej zbroi, to znaczy, że przeszła na wylot, pomyślał. Przeciwnik nie potrzebował lepszej zachęty, rzucił się na niego z zamiarem wykonania morderczego pchnięcia, nie docenił podoficera, ten działając odruchowo, mimo że śmiertelnie ranny, przepuścił jego miecz pod swoją pachą i ugodził go nisko, zdradziecko, w korpus. Przez chwilę trzymali się złączeni niczym kochankowie, patrząc sobie w oczy.
 - Mój brat w umieraniu. – szepnął Tellan – Pięknie, niczym w pieśniach bardów.
17.
 Krew intensywnie ciekła mu po brodzie, nie mógł już więcej mówić, czuł jak opuszczają go siły, elfa prawdopodobnie też bo zachwiali się i zaczęli przewracać.
 - Pieprzyć bardów – pomyślał tylko – Jak to boli, o kurwa jak śmierć boli.
 Upadli razem na ziemię, podoficer zdążył jeszcze dostrzec swojego zabójcę, łucznik wybiegł zza drzewa, nie zwalniając tempa, wypuścił jeszcze jedną strzałę, która ugodziła kolejnego wojownika w klatkę piersiową. Mijając ich rozkazał krótko.
 - Dorżnąć ich.
 I pobiegł dalej w tym samym kierunku w którym uciekał kurier. Tellan tuż przed śmiercią nie mógł pozbyć się wrażenia, że skądś zna tego łucznika.

Kurier widział już przywiązane do drzewa i nieco ukryte za gęstym krzakiem konie, biegł ile sił w nogach, strasznie charczał ze zmęczenia, ale był blisko.
 - Wykonać zadanie. – powtarzał sobie w myślach – Każdy musi wykonać swoją część.
 Tylko ta myśl cały czas majaczyła w jego umyśle pchając go do przodu, w końcu dopadł koni, jego zdenerwowanie udzieliło się zwierzętom. Zaczęły wierzgać i parskać, lecz kurier był doskonałym jeźdźcem, szybko uspokoił wierzchowce, dosiadł jednego i ruszył w kierunku zamku Newark. Początkowo nie mógł poruszać się zbyt szybko, ponieważ nadal znajdował się w gęstym lesie, lawirował pomiędzy drzewami i chaszczami na tyle szybko, by nie połamać nóg konia o wystające korzenie, był profesjonalistą. W końcu przeszło pół swojego życia spędził w siodle, a od trzech lat pełnił służbę jako wojskowy kurier. Na jego szczęście słońce już wzeszło nad horyzont i oświetlało niebezpieczny teren.

Łucznik elfów, ściskając w lewej dłoni zabójczy długi łuk refleksyjny, biegł jak umiał najszybciej w pogoni za gońcem Tessiusza. Odległość między nimi szybko topniała, kurier miał na sobie stosunkowo lekką zbroję skórzaną, lecz elf, o dziwo nie nosił żadnej. Ponadto znacznie lepiej poruszał się w lesie, to był jego świat, on był tu łowcą. Jego oddech, spod dużej ciemno zielonej chusty zasłaniającej mu twarz, wciąż był spokojny. Mimo zmęczenia jego krok cały czas był miękki i sprężysty. Nagle gdzieś przed sobą usłyszał rżenie koni, wiedząc, że ofiara może mu się wymknąć, w biegu dobył strzałę z kołczanu na plecach. Skręcił nieco w lewo, doskonale znał teren i wiedział, że w tym kierunku znajduje się bardzo wygodny dla konnego szlak, prowadzący do samego Newark. Dostrzegł jakieś cienie pomiędzy drzewami, usłyszał szelest w oddali. Zwolnił krok, błyskawicznie naciągnął łuk, przewidział trasę swojego celu. Wypatrzył lukę pomiędzy roślinnością jakieś trzydzieści kroków przed kurierem, odmierzył odległość i czas. Wiatru nie było, idealne warunki. Przypomniał sobie jak jako dziecko, w podobny sposób mierzył do sarny. Wędrował z wujem do pobliskiego miasteczka aby sprzedać wyroby rzemieślnicze. Mieli tylko jeden łuk, wuj mu zaufał, pozwolił strzelać. Ale był zbyt spięty i za mało doświadczony, chybił. Wujek zbił go niemiłosiernie szpicrutą, potem przez dwa dni wędrowali głodni, to były ciężkie czas. Powiedział sobie wtedy, że już nie będzie chybiał, trenował kiedy tylko mógł. Uśmiechnął się do swoich wspomnień, teraz był doskonałym myśliwym. Kurier był już blisko wypatrzonej luki pomiędzy drzewami, łucznik napiął łuk na pełną długość ramienia i płynnym ruchem uwolnił strzałę do lotu, czarna lotka zafurkotała w powietrzu. Wiedział, że strzał jest perfekcyjny, nawet nie
18.
 patrzył w stronę celu, sekundy później usłyszał trzask i kątem oka dostrzegł paniczne wierzgnięcie wierzchowca. Wiedział, że kurier ma wojskowe siodło i nawet martwy może utrzymać się na kulbace, a elf nie miał czasu żeby uganiać się za koniem. Odwrócił się więc i truchtem ruszył w kierunku wciąż walczących głównych sił.

Kurier przedzierał się przez las, ubity gościniec był coraz bliżej, widział już w oddali kawałek drogi wyłaniającej się pomiędzy krzakami.
 - Wykonać rozkaz. – powtarzał cały czas w myślach, niczym modlitwę – Wykonać rozkaz.
 Delikatny świst, trzask pękającego drewna i ukłucie w plecach. Koń wystraszony szarpnął się do przodu, co mocno zaskoczyło gońca, wojskowe wierzchowce nie były płochliwe. Szybko uspokoił zwierze i w końcu udało mu się wyskoczyć na ubitą ścieżkę, chciał jak najszybciej oddalić się z niebezpiecznego terenu. Przeszedł do galopu, kiedy tylko minął ostry zakręt zmusił konia do morderczego cwału.
 - Wykonać rozkaz. – zaczął mówić do siebie – Wykonać rozkaz, tylko co cholera mnie tak kłuje w plecy.
 Nie miał ani czasu ani ochoty sprawdzać, nie dowiedział się przez to już nigdy ile miał szczęścia. Mordercza strzała trafiła w zawieszoną na jego plecach, grubą drewnianą tubę na dokumenty, do złudzenia przypominającą kołczan, tylko, że znacznie wytrzymalszą. Przebiła się na wylot przez dwie drewniane ścianki, gruby zwinięty pergamin z raportem i po wytraceniu większości siły wbiła w jego plecy.
 - Wykonać rozkaz.
 Te słowa dawały mu siłę, gnał jak tylko mógł najszybciej.

Pierwsza i druga drużyna Tessiusza wyrżnęły i wypchnęły w końcu oddzielającą ich od siebie kolumnę wroga. Mogli teraz połączyć się w jeden karny czworobok, tylko co z tego skoro byli doskonale otoczeni przez elfów, którym przyszły z pomocą trzy dziesiątki łuczników, ponadto gdzieś w oddali było już widać również  elficką chorągiew. Resztki grupy zwiadowczej Tessiusza w pozycji całkowicie defensywne, nie mieli możliwości jakiegokolwiek manewrowania ani przebicia się przez pozycje wroga. Bardziej rannych i zmęczonych wciągali w środek formacji aby mogli złapać oddech, ale do cholery wszyscy byli ranni i zmęczeni. Nawet sam Regis z trudem łapał już oddech i tracił ostrość widzenia, Tessiusz co chwilę ocierał czoło z potu i kwi płynącej z rozcięcia, mieszanka taka strasznie szczypała w oczy. Gerath ranny wcześniej w przedramię, całkowicie stracił w nim czucie, prowizoryczny bandaż znów był cały przesiąknięty krwią, a sam dziesiętnik blady jak śmierć. Nie mógł już nawet utrzymać miecza, lecz cały czas odgryzał się uderzając tarczą.
 - Zigs – powiedział słabo – Oblej mi cała rękę gorzałą… poluzuj opaskę oblej i zwiąż ją tak mocno jak tylko dasz radę.
 - Gerath na taką ranę? – odkrzyknął wojownik – Przecież zesrasz się z bólu.
 - Kurwa człowieku ja już odpływam – warknął – Ledwo co widzę, potrzebuję kopa, zabiorę jeszcze jednego skurwysyna ze sobą, jeszcze tylko jednego.
 Zigs niepewnie wykonał polecenie, po czym z całej sił zacisnął ponownie przemoczony materiał na przedramieniu dziesiętnika. Ten krzyknął przeraźliwie, ale rozbudził się na chwilę.
19.
 - Daj mi sztylet. – rozkazał
 Zigs zdziwiony spojrzał na jego bezwładną prawą dłoń.
 - Yyy?
 - Do gęby mi daj.
 Wgryzł się mocno w rzemień obwiązany na rękojeści sztyletu i chciał pokazać palcem na stojącego mniej więcej przed nim elfa. Wyglądało to dość żałośnie bo jego dłoń bezwładnie zwisała, zupełnie jak by wskazywał go nadgarstkiem. Elf nie zrozumiał, roześmiał się, myślał, że to majaki pół żywego człowieka, który widzi jakiegoś ducha, właściwie to miał rację.
 - To był zaszczyt.
 Bąknął Zigs nieco speszony, Gerath skinął głową i wystrzelił do przodu uderzając tarczą w głowę roześmianego elfa, wpadł na niego całym ciężarem tak, że przewrócili się obaj. Przesunął tarczę, aby odsłonić twarz przeciwnika i energicznym ruchem głowy poderżnął mu gardło. Chwilę później ktoś kopnął go w bok, aż spadł z przeciwnika i został przebity mieczem do ziemi.

- Dobra to by było na tyle – powiedział zasapany Regis – Już dłużej nie wytrzymamy, ale daliśmy wystarczająco dużo czasu kurierowi.
 - Tellan coś nie wraca – odparł Tessiusz – Ale miejmy nadzieję, że dopadł ten mały pościg. – uśmiechnął się słabo – To co pertraktujemy? Haha.
 Regis również się roześmiał, lecz niespodziewanie odezwał się Zigs.
 - Poddaję się – rzucił miecz i tarczę na ziemię, wyszedł przed swojego dowódcę z rozłożonymi szeroko rękoma – Nie zabijajcie mojego dowódcy, jest szlachcicem.
 Zgodnie z wojskowymi tradycjami, wysokich dowódców i szlachty się nie zabijało, wystarczyło ogłosić, że pojmało się tego czy tamtego wielmoża i czekało na propozycję okupu od jego rodziny. Była to stosowana od lat praktyka honorowej szlachty, i tak samo od lat na żadne przywileje nie mogli liczyć niżej urodzeni.
 Elfy nie reagowały na jego słowa, ale również nie atakowały stojąc na swoich pozycjach i obserwując dziwną sytuację.  Strzępki oddziału Tessiusza, czyli siedmiu wojowników, którzy okazywali jeszcze oznaki życia, było skrajnie wyczerpanych, walczyli by do końca za swojego dowódcę, lecz z ulgą przyjęli sytuacje w której mogli przynajmniej złapać tchu.
 - Zigs, przestań – odezwał się zastępca – Nawet nie wiemy czy ktoś z nich zna wspólną mowę.
 Wojownik odwrócił się do swoich dowódców i rzekł z poważną miną.
 - To bez znaczenia, ale mój oficer nie zginie przede mną.
 Świst strzały i Zigs zatoczył się na plecy z grotem który przebił mu właśnie głowę, z pocisku sterczały charakterystyczne czarne pióra.
 - Faktycznie twój oficer nie zginie przed tobą. – usłyszeli głos podchodzącego właśnie do ich pozycji łucznika – Panowie wybaczą ale, zmęczyło mnie to ciągłe strzelanie do was i nie dałem rady utrzymać tej strzały. – spojrzał na trafionego przed chwilą wojownika – No cóż wypadki się zdarzają.
 - Ty skurwysynu. – warknął Tessiusz – Ty pieprzony skurwysynu, on się poddał był bezbronny.
20.
 - Już ja wiem jacy wy jesteście bezbronni. – odkrzyknął spoglądając na około trzydziestu martwych elfów porozrzucanych po lesie – Doskonale widziałem co wasi pff, bezbronni wojownicy potrafią zdziałać.
 - To wy zaatakowaliście pierwsi. – tym razem głos zabrał Regis – Po jaką cholerę?
 - Weszliście na nasz teren. – odparł spokojnie łucznik
 - Jaki znów wasz teren, co ty chrzanisz?
 - A tak, od teraz to jest nasz teren, zapamiętajcie to sobie Regisie i mój drogi dowódco. – łucznik zdjął chustę odsłaniając swoją twarz – Sir Tessiuszu.
 - To ty… o kurwa. – Tessiusz chyba pierwszy raz w życiu aż tak stracił nad sobą kontrolę – Ty…
 Wyrwał do przodu unosząc miecz, z zamiarem zaatakowania współpracującego z elfami łucznika, lecz ten nieporuszony powiedział tylko.
 - Skończyć tą dziecinadę, wystarczy.
 Dowódca w szaleńczej szarży poczuł uderzenie jakimś kijem w potylice, widział jak upada, jak zbliża się do niego przemoczony od krwi mech i trawa, zanim upadł ogarnęła go ciemność, czarna otchłań pochłonęła go całkowicie.

Słońce było już wysoko na niebie gdy kurier zbliżał się do zamku Newark, jego wierzchowiec okazywał skrajne wycieńczenie, potykał się co chwilę, strasznie sapał i toczył pianę z pyska. Jeździec wyglądał niewiele lepiej, słaniał się ze zmęczenia w siodle, po każdym potknięciu niebezpiecznie wychylał, a wzrok miał mętny. Wjechał na szeroką ubitą ścieżkę prowadzącą do głównej bramy, lasy w których walczyli zostały dawno za nim, teraz z powodu dobrej pogody miał doskonały widok we wszystkich kierunkach, gdzie by nie spojrzał znajdowały się płaskie lub lekko pagórkowate tereny. Dzikie łąki w znacznym stopniu wykorzystane teraz na potrzeby rolnictwa, aby zapewnić pożywienie dla mieszkańców i załogi zamku, jak i otaczającej go wioski. Goniec minął kilka niewielkich drewnianych chat, pustych o tej porze, większość mieszkańców wioski zajmowała się swoimi codziennymi sprawami. Kilku pracujących aktualnie na okolicznym poletku zerknęło z zaciekawieniem na rannego jeźdźca, dostrzegła go również dwuosobowa straż głównej bramy, nie poznali go, ponieważ ostatnim razem spotkał się z nocną wartą.
 - Ty patrz. – zagadnął jeden ze strażników – Jakiś oberwaniec się do nas wlecze.
 - Znowu. – odparł drugi – Ale zaraz nie wygląda ci na wojskowego posłańca?
 - A ja wiem, obwieś jakiś zwykły.
 Kurier coraz bardziej tracił siły, nadal cały czas powtarzał w myślach swoją modlitwę.
 - Wykonać rozkaz, wykonać rozkaz.
 Chwiał się strasznie, musiał oprzeć się jedną ręką o łęk siodła, drugą trzymał wodze i obejmował szyje wycieńczonego wierzchowca. Kiedy był już jakieś dwadzieścia kroków od bramy, udało mu się wydobyć słowa z suchego od pragnienia gardła.
 - Wieści!
 Po czym sięgnął po tubę z raportem zawieszoną na plecach, szarpnął za nią energicznie, przez co wyrwał również strzałę ze swoich pleców poszerzając ranę, padł na ubitą ziemię przed bramą zamkową w ręku ściskając pasek od futerału z którego nadał sterczała złowroga czarna lotka.
 Strażnicy od razu ruszyli w jego kierunku biegiem, kilka kroków później padł również jego wierzchowiec, ale tego sam kurier nie mógł już widzieć.
21.

2 komentarze:

  1. Jak zawsze.. Świetnie!
    Masz talent.. i to duży.
    Świetna fabuła.. Połączenie strategi z dobrym humorem. :)
    Czekam na kolejny rozdział ; *

    OdpowiedzUsuń
  2. No, no Verdas, po prologu nie spodziewałem się czegoś tak ciekawego i dobrego. Czytało mi się świetnie, czekam na drugi rozdział.

    OdpowiedzUsuń