Prolog


Wychodząc z jaskini poczuł przenikliwe zimno i wiatr o sile rzadko spotykanej w jego rodzinnych stronach. Ba rodzinne strony to mocne słowo jak na miejsce w którym niemal każdy chce cię zabić. Cóż skoro tam nie można egzystować trzeba szukać innego miejsca. Rana brzucha okazała się płytka i nie krwawiła już, jednak sprawa z rozszarpanym ramieniem wyglądała znacznie gorzej. Prowizoryczny opatrunek przesiąkł całkowicie krwią, a odmieniec coraz bardziej tracił ostrość widzenia. Rozejrzał się pospiesznie za jakimś schronieniem.
 - Tylko jak rozpoznać bezpieczne miejsce w świecie którego się nie zna? – pomyślał z sarkastycznym krzywym uśmiechem, który tak często gościł na jego twarzy – Kierować się rozsądkiem czy przeczuciem? – Jednak w tej samej chwili jego dylemat się rozwiał, siły całkowicie go opuściły, nogi ugięły się pod ciężarem bezwładnego ciała, a głowa uderzyła w ziemię pokrytą gruba warstwą trawy.
 - Znów trzeba liczyć na szczęście. – Pomyślał tuż przed utratą przytomności.

Wybuch światła w jego głowie przypomniał, że nie będzie odpoczywał przez wieczność. Mimo całkowitego oszołomienia, osłabienia i wielu ran, jego analityczny umysł od razu rozpoczął przetwarzanie faktów.
 - Umarłem..cóż, przynajmniej dowiem się wreszcie jak jest po tej drugiej stronie. Tylko co mi z tego skoro znalazłem się w piekle mrocznej Loth. – Czuł, że gdyby tylko otworzył oczy zostały by wypalone razem z umysłem. Ponadto niesamowite światło dające z początku nieco ciepła zaczynało coraz bardziej parzyć jego skórę na twarzy.
 - Lata gnębienia w Alurlkulggen, miesiące planowania ucieczki, kolejne miesiące wędrówki i walki w jaskiniach….. A teraz jeszcze kurwa rozczulam się nad sobą zamiast działać. Zasłużyłem na piekło w którym się znalazłem. – Uznał, że musi w jakiś sposób uwolnić się od tego potężnego światła, którego nie powstydzili by się najbieglejsi czarodzieje z jego świata. Spróbował zasłonić twarz ręką, mimo iż sądził, że nic mu to nie pomoże w tak okropnym miejscu. Ku zaskoczeniu ruch ten dał mu nieco cienia, co przyniosło wielką ulgę, zamiast palącej siły, która niszczyła mu twarz, czuł teraz własną krew, leniwie kapiącą z ponownie poruszonej rany.
 - Żelazisty smak. – Pomyślał, po czym stracił przytomność po raz drugi.

Milva tego dnia wyruszyła ze swojej chaty w wiosce Elis, w celu zebrania ziół do medykamentów, które sporządzała każdego miesiąca. Jako doskonała uzdrowicielka i zielarka cieszyła się w okolicy poważaniem i wzbudzała szacunek. Zwłaszcza jej rzadkie wśród medyków zdolności magiczne, które wraz z siostrą odziedziczyła po ojcu. Niejednokrotnie była wzywana do ciężkich przypadków w całym Hrabstwie, zwłaszcza do pobliskiego miasta Andear w którym to sam Hrabia Selviren chciał uczynić ją swoim nadwornym medykiem. Mimo wielu tego typu ofert Milva zawsze odmawiała, zdobyła swego czasu wielką fortunę i sławę, jednak uznała, że nie w tym celu została uzdrowicielką. Złoto było przydatne w jej sztuce, zwłaszcza do zakupu urządzeń niezastąpionych przy produkcji niektórych leków, narzędzi chirurgicznych, czy też po prostu eliksirów. Jednak coraz więcej radości sprawiała jej pomoc osobom, których na

1.

leczenie po prostu nie stać. Tego dnia była piękna słoneczna pogoda, niebo przecinały nieliczne chmury i wiał delikatny kojący wiaterek. Milva zadowolona z udanych zbiorów ziół w okolicznym lesie, przed powrotem do wsi postanowiła odwiedzić jeszcze polanę, figlarnie ukrytą we wnętrzu boru. Niewiele osób z okolicznej wioski zapuszczało się aż tutaj, ponieważ nie było po prostu takiej potrzeby. Zawsze panował tu spokój, tak różny od codziennego gwaru ludzkich zabudowań i ceniony przez Milvę. W czasie spaceru po polanie pomiędzy głazami, które miały czasami bardzo osobliwe kształty, spostrzegła coś w trawie. Początkowo wydawało jej się, że to po prostu kawałek skały, lecz szaro czarne elementy bardziej przypominały skórę jakiegoś zwierzęcia.
 - Cóż to u czorta? – Powiedziała do siebie marszcząc brwi, nie lubiła momentów w, których nie była pewna co widzi, lub jak ma się zachować. Znała wszystkie okoliczne gatunki zwierząt i roślin a tego nie potrafiła sklasyfikować. Jedyne co mogła zrobić, to bliżej zbadać sprawę, skradając się delikatnie na pal
cach, jednostajnie zmniejszała odległość dzielącą ją od dziwnego znaleziska. Mimo woli mocniej ścisnęła swój ostro zakończony kostur – dla wprawnego oka do złudzenia przypominający pół włócznie – w odległości około półtora metra była w stanie stwierdzić, że jest to człowiek, albo przynajmniej humanoid. Miał na sobie niezwykle egzotyczny strój, wykonany głównie z skóry koloru głębokiej czerni, częściowo zasłonięty ciemno fioletowym płaszczem z głębokim kapturem, który skutecznie zasłaniał głowę. Ciemny kubrak zawierał wiele ostrych wzorów i pasków zapiętych na liczne sprzączki, wykonane z ciemnego matowego metalu, spod kubraka wystawały luźne rękawy z szarego materiału, które sięgały aż pod zdobne karwasze zakończone czarnymi rękawicami. Podobnie wyglądały luźne szare spodnie, wciśnięte w miękkie czarne buty z wysoką zdobioną, sięgającą kolan cholewą. Do pasa miał przymocowaną pochwę, lecz co zdziwiło uzdrowicielkę, nie było w niej miecza ani żadnej innej broni.
 - Ładnieś nam się przyodział przyjacielu – Pomyślała Milva, spoglądając w kierunku palącego słońca, przebijającego się przez korony drzew – Środek letniego przesilenia, a on jak na mrozy.
 Przyglądając się dłużej tajemniczemu przybyszowi, spostrzegła, że jest niemal cały jak i trawa w jego pobliżu, pokryta dziwnym ciemno fioletowym, przechodzącym niemal w czerń proszku.
 - Skąd żeś się wziął? – spytała sama siebie – Coś mi mówi, że nie dowiem się tego nigdy jeśli szybko ci nie pomogę. – Dodała widząc całkowicie zakrwawiony i nieprofesjonalnie zawiązany opatrunek na prawym przedramieniu.
 - Żyje – Stwierdziła po bliższych oględzinach. Znalazła jeszcze kilkunastu centymetrowej długości ciecie na jego brzuchu, mimo, że ledwo co przebiło kubrak cios złamał mu dwa żebra.
 - Dziwne. – Ta rana jednak nie była zbyt groźna, priorytetem stało się właściwe opatrzenie ręki, po zdjęciu bandażu ukazała się straszliwa, głęboka i szarpana rana.
 - Nie obędzie się bez magii i narzędzi. – Stwierdziła marszcząc nosek – No nic przyjacielu zabieram cię do pracowni.
 Kiedy podniosła delikatnie jego rękę aby ponownie zabezpieczyć ją świeżym bandażem, dostrzegła zasłoniętą wcześniej twarz przybysza. Była poparzona, lecz nie to wywołało w Milvie uczucie paraliżującego strachu, przybysz miał skórę koloru ciemnego atramentu

2.

i długie uszy jak u elfa. Uzdrowicielka podskoczyła przerażona i zaczęła lustrować rannego wzrokiem.
 - Drow – Wypowiedziała powoli niemal z pogardą, zaciskając pięści na kosturze – Co on tu do wszystkich diabłów robi?
 Spoglądając na niego z góry, nadal roztrzęsiona zastanawiała się co robić, lecz po kilku minutach ciekawość wzięła górę nad strachem.
 - Nie dowiem się co tu robi jeśli on nie przeżyje. – pomyślała – Ponadto nigdy jeszcze nie leczyłam drowa, pacjent to pacjent.
 Wzruszyła obojętnie ramionami i wypowiedziała proste słowa zaklęcia przywołującego niewidzialny dysk energii. Ułożyła rannego na dysku po czym za pomocą samej siły woli podniosła go metr nad ziemię i rozkazała podążać tuż za nią.
 - Do pracowni mamy jeszcze cztery godziny drogi, przecież nie będę cię niosła na plecach – Powiedziała do siebie z szerokim uśmiechem, po czym zwilżyła usta rannego mokrą szmatką, oraz podała mu silnie znieczulający środek, który nawet zdrowego rosłego mężczyznę unieruchomił by skutecznie na długi czas. Mimo tych zabiegów wolną ręką dobyła jeszcze zza paska sztylet, w końcu, mroczne elfy nie zyskały tytułu okrutnych morderców dla tego, że hodują kwiatki i dbają o dobre stosunki między rasowe.

Milva siedziała w swoim gabinecie,była już późna noc więc na jej stole rozstawione były liczne świeczki, wokół leżało dużo książek i pergaminów zawierających wszelaką wiedzę medyczną, która przyprawiła by niejednego żaka o zawrót głowy. Lecz w tej chwili nie zwracała na nie uwagi, była całkowicie skupiona na czystym arkuszu papieru, w który wpatrywała się już od pół godzin, przygryzając pióro z inkaustem, toczyła jakąś wewnętrzną walkę z samą sobą.
 „Jaśnie Oświecona Pani na….” Napisała na karcie, po czym przyjrzała jej się krytycznie, zgniotła w dłoniach i rzuciła na podłogę, tuż obok pięciu podobnych arkuszy. Pocierając końcem pióra o polik, zaczęła jeszcze raz przypominać sobie wydarzenia z tego ciężkiego dnia.

Przed dotarciem do wioski Elis, Milva przykryła rannego drowa swoim płaszczem, oczywiście i tak wzbudziło to wielkie zainteresowanie mieszkańców, lecz dzięki temu nie mogli zobaczyć kim lub czym jest jej najnowsze znalezisko. Późna pora również sprzyjała uzdrowicielce, ponieważ większość osób odpoczywała już w domach, lub upijała się w lubianej w okolicy karczmie, „Pod  Smoczym Oddechem”, Słynnej z powodu sprowadzanych tu krasnoludzkich trunków, takich jak osławiona przez wielbicieli mocnych napitków „Woda Ognista”. Ponadto, uzdrowicielce sprzyjała po prostu jej renoma, mało kto ośmielał się przeszkadzać jej w pracy. Dotarłszy do swojego dworu, Milva musiała jeszcze przydzielić zadania na cały wieczór, swoim dwóm nadgorliwym czeladnikom, gotowym pomagać jej w niemal wszystkim co robiła. Chciała zająć się tym przypadkiem sama i nie wzbudzać niepotrzebnej paniki, większość z mieszkańców wioski dobiła by drowa bez mrugnięcia okiem, przynajmniej póki nie był w stanie nawet się bronić. A przecież można zdobyć tak wiele ciekawej wiedzy utrzymując go przy życiu. Gdy Milva dotarła w końcu do swojej pracowni, która znajdowała się w samym centrum domu, zamknęła dokładnie drzwi i zaczęła przygotowania do operacji.

3.

Wspominając przebieg operacji stukała paznokciami w blat, drugą ręką wciąż ściskała pióro z atramentem, spojrzała ponownie na kolejny czysty arkusz papieru, który leżał przed nią, zaczęła pisać. „Wielka Czarodziejko na dworze w…”. Przerwała w połowie i znów krytycznym okiem przyglądała się tytułowi, po kilku minutach zgniotła arkusz w dłoniach i rzuciła na podłogę, tuż obok sześciu podobnych.

Narzędzia potrzebne jej do operacji były ułożone na specjalnym stoliku, przysunęła go bliżej wysokiego twardego łóżka na którym leżał już ranny drow. Pracownia była bardzo przestronna i zawierała liczne arcydzieła ze świata sztuk medycznych, których większość uzdrowicieli nie widziało nigdy na własne oczy. Liczne regały przy ścianach, aż uginały się od eliksirów i rożnego rodzaju medykamentów, w samym centrum stał specjalnie dla Milvy wykonany stół operacyjny na, którym umieściła mrocznego elfa, jej przyrządy chirurgiczne były doskonałej jakości, oraz jak i cała sala utrzymane w nieskazitelnej czystości. Pracownia nie miała okien a drzwi były bardzo solidne, wykonane w całości ze stali. Klucz do pracowni posiadała tylko ona, choć zazwyczaj przebywała tu razem ze swoimi czeladnikami, którzy asystowali jej przy jakichkolwiek czynnościach bądź po prostu utrzymywali czystość. Tym razem musiała działać sama, mogła rozkazać aby jej pomagali i nie sprzeciwili by się, mimo że pacjentem był drow, lecz nie chciała wzbudzać niepotrzebnego zamieszania. Aby lepiej widzieć co robi, Milva podpaliła jeszcze kilka świec, jednak, mimo to w pracowni ciężko było by operować gdyby nie pewien prezent od zaprzyjaźnionego maga, na samym środku, tuż nad stołem operacyjnym zawieszona była szklana kula o średnicy dwudziestu centymetrów, która zgodnie z wolą uzdrowicielki mogła świecić intensywnym jasnym światłem. Gdy przygotowania były już zakończone, Milva rozpoczęła pracę.

Zagryzając wargi ponownie wpatrywała się w czysty arkusz papieru, z niepewną miną zanurzyła koniec pióra w inkauście. Westchnęła ciężko i ponownie zaczęła pisać. „Pani z służby dyplomatycznej miasta…”.
 - Aghrr, to bez sensu – Warknęła do siebie samej po czym pośpiesznie zgniotła arkusz w dłoniach i ze złością rzuciła go na podłogę, tuż obok siedmiu podobnych.

Operacja trwała około godziny, Milva poza ponownym zatamowaniem krwawienia i zszyciem wielkiej rany, musiała jeszcze zrekonstruować kilka ścięgien w przedramieniu. Oczywiście nie było by to możliwe bez jej niezwykłych umiejętności magicznych, jednak ku wielkiemu zaskoczeniu uzdrowicielki, nie obyło się bez poważnych komplikacji. Magia wielokrotnie po prostu nie działała na drowa, za pomocą swoich wyczulonych zmysłów, niemal czuła jak zaklęcia odbijają się od jego ciała niczym iskry od kowadła. Przez co kilkakrotnie desperacko powtarzała niektóre czynności w obawie o życie rannego. Finalnie wykonała wszystkie założone przez siebie czynności, po dokładnym zabezpieczeniu rany i usztywnieniu prawej ręki, jeszcze raz sprawdziła stan drowa,. Zmęczona lecz zadowolona z tego co udało jej się osiągnąć, wzięła się za czyszczenie zakrwawionej podłogi i narzędzi chirurgicznych. Po przywróceniu w sali nieskazitelnej czystości, cały czas prowadząc obserwacje stanu rannego i zapisując notatki odnośnie

4.

nowych spostrzeżeń – w końcu pierwszy raz operowała drowa – postanowiła napisać list z prośbą o pomoc w sprawie podjęcia decyzji co dalej czynić z jej niespodziewanym pacjentem. Lecz przed tym podała rannemu środki mające zapewnić mu głęboki sen, oraz przyspieszyć regenerację.
 - Każdy by cię tu zgładził bez mrugnięcia okiem – powiedziała do nieprzytomnego, lecz po chwili dodała z odrazą -  Lecz, gdybyś tylko nie był ranny, zapewne też ubił byś całą wioskę bez mrugnięcia okiem.
 Po tych słowach jeszcze raz sprawdziła i poprawiła pasy krępujące pacjenta do stołu, nasmarowała jego twarz specjalną maścią mającą łagodzić poparzenia, po czym zgasiła wszystkie świece i magiczną kulę.
 - Oni chyba wolą ciemność – pomyślała, zabierając przed wyjściem, ze specjalnie przygotowanego do tego celu kufra, cały ekwipunek drowa, aby dokładnie mu się przyjrzeć. Wychodząc z sali starannie zatrzasnęła solidne drzwi, zamykając je na zasuwę i kłódkę.

Milva ponownie wpatrywała się w czysty arkusz papieru leżący przed nią na stole, nie miała pojęcia jak zabezpieczyć się przed ewentualną agresja mrocznego elfa, oraz do czego jest dokładnie zdolny. Mimo swojej obszernej wiedzy potrzebowała pomocy specjalisty, z dziedziny tak zwanej czarnej magii, który zapewne posiada również dużo informacji na temat, egzotycznych agresywnych ras. Znała tylko jedna taką osobę, lecz nie wiedziała jak sformułować wiadomość do kogoś z kim nie kontaktowała się w żaden sposób od przeszło siedmiu lat!
 - Yhhh – westchnęła ciężko do swoich myśli – zróbmy to w najprostszy sposób.
 Zaczęła pisać „Droga Siostro…”.

5.

1 komentarz: